Czarna biurkowa tablica z kredą, drewniane obramowanie
Mama w świecie,  O życiu wszystko i nic

Chcę żeby moje dziecko…

… miało wykształconą inteligencję emocjonalną, potrafiło działać w grupie, umiało zająć sobie czas samodzielnie, nie poddawało się presji rówieśników, miało swoje zdanie, było pewne siebie, silne, potrafiło krytycznie myśleć… Do tego umiało co najmniej dwa języki obce, ukończyło szkołę muzyczną, potrafiło walczyć o siebie i swoją pozycję w szkole, na uczelni, w firmie, w życiu.

Jakie cechy chcesz wykształcić w swoim dziecku? Jaka jest Twoja lista oczekiwań? Jaki ma być Twój obecnie dwulatek za 5, 10, 20 lat?

Blogi parentingowe wyprzedzają się w wymienianiu tego, jakie wartości rodzice powinni przekazać swoim maluchom i jak to osiągnąć. Nie wystarczy już zwykłe szczęśliwe życie, nie wystarczy nawet budowanie dobrych relacji ze światem zewnętrznym. Przede wszystkim mamy wychować kogoś pewnego siebie, kto zawojuje świat. Kto będzie wierzył, że wszystko może osiągnąć, że nie ma murów nie do zburzenia. Każdy ma być wyjątkowy i takie też życie ma prowadzić. Bo przeciętność to klęska.

Zwyczajne życie – przegrane życie

Moja mama zawsze powtarzała, że nie ma nic złego w byciu przeciętnym. Nie każdy musi być niepowtarzalny dla każdego. To jasne, że chcę być kimś szczególnym w życiu mojego męża, dzieci, rodziców. Czy jednak muszę być kimś nadzwyczajnym dla sąsiada czy pani w warzywniaku? Bez najmniejszego problemu odpowiadam – NIE! Zależy mi na tym, co o mnie myślą najbliżsi. Nie muszę odbierać hołdów od przypadkowych ludzi. Chociaż to bardzo miłe – mojej wartości nie warunkuje również ilość polubień na Facebooku, czy followersów na Instagramie.

Wydaje mi się, że nasze dzieci nie mają już tak łatwo. Jako rodzice zaczytujemy się w poradnikach, wsłuchujemy się w głos psychologów, z zaciekawieniem nadstawiamy ucha na rady innych rodziców, których pełno wszędzie (w mediach, gazetach…). Chcemy, żeby nasze dzieci były świadome siebie. Czasami (często?) nawet bardziej, niż my – dorośli. Niepowtarzalność jest w cenie. Liczba maluchów przekonanych o swojej nieomylności rośnie. Czy zwykłe szare życie da im satysfakcję? Nie każdy może być dyrektorem, nie każdy zdobędzie milion lajków, nie każdy jest utalentowany na tyle (albo w takiej dziedzinie), by mógł żyć ze swojego daru.

Czego chcę dla moich dzieci?

Świętości. Chociaż to bardzo niemodne marzenie. Lepiej chyba nawet przyznać się, że chce się dla berbecia sławy i milionów. Łatwiej mieć przyklejoną łatkę materialisty, niż dewoty.

„Święty to ktoś, kto – na wzór Jezusa – żyje w błogosławiony sposób w twardej rzeczywistości.”

ks. Marek Dziewiecki

Dlaczego tak się utarło, że święte życie to życie bez grzechu, ciągłe umartwianie i asceza? Czy którykolwiek ze świętych ludzi miał nudne życie? Śmiem wątpić. Czy każdy był męczennikiem? Zdecydowanie nie. Czy wszyscy żyli z dala od ludzkości poświęcając całe życie modlitwie? NIE. Żywoty wielu świętych to gotowe materiały na filmy sensacyjne, thrillery, czy nawet romanse. Co więc wyróżnia człowieka świętego? Poszukiwanie Prawdy. Nawet jeżeli ktoś taki Boga gubi (albo Go w ogóle nie zna) to słucha swojego wewnętrznego głosu. A gdy już doświadczy Miłości przez duże „M” – nie pozwala Jej odejść.

Świętość nie jest gwarantem szczęśliwego życia. Ba! Nie jest nawet gwarantem życia spełnionego, według definicji, jaką stara się nam narzucić świat. Jest to jednak życie pełne sensu. A chyba to jest najważniejsze – mieć wiarę w to, że moja tutaj egzystencja ma znaczenie. Skąd się bierze tak wiele uzależnień, dlaczego ludzie szukają coraz to nowych doznań, skąd poczucie ciągłego niespełnienia? Przecież w teorii mamy coraz więcej, stopa życiowa systematycznie wzrasta…

Ludzkość traci myśl przewodnią swoich działań. Gdy nie ma celu – nie ma chęci. Gdy nie ma chęci – nie ma działania. Gdy nie ma działania – jest bezczynność. A ta prowadzi już tylko na manowce. Jeżeli celem życia jest świętość – zawsze jest o co walczyć.

„Wiemy, że my wszystkie z naszej rodziny jesteśmy postrzegane przez ludzi jako osoby bardzo dziwne. Myślimy tylko o życiu w klasztorze. To szaleństwo okaże się mądrością w dniu, w którym Bóg da swoim wybranym koronę.”

Siostra Maria od Najświętszego Serca

To myśl jednej z sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus [wszystkie pięć sióstr Zelie zostało zakonnicami – przypomnienie]. Chociaż mówi o życiu zakonnym – rozszerzyłabym tę myśl na dążenie do świętości ogólnie. To, że świadomy chrześcijanin pragnie Boga powinno być oczywiste. Chce się z nim połączyć i osiągnąć życie wieczne. Powinien więc przede wszystkim świętości pragnąć dla swoich dzieci. Chociaż to tak bardzo niedzisiejsze. Jednak w dniu, w którym Bóg zdecyduje – to właśnie ta niedzisiejszość będzie zbawiona.

Co dalej?

Praca. Nad sobą. Można dzieci prowadzić do kościoła, zapewnić im towarzystwo rówieśników ze wspólnot i codziennie odmawiać różaniec połączony z lekturą Pisma Świętego… Tylko co z tego, jeżeli samemu będzie się ganiało za sławą i pieniędzmi. Ewentualnie za ciszą i świętym-nieświętym spokojem.

Wszyscy potwierdzają, że nasze małe pociechy są najlepszymi obserwatorami świata. I właśnie nasz przykład przemawia do nich najbardziej. Jeżeli chcę świętości dla dzieci to moim celem nadrzędnym powinna być moja osobista świętość. A zadanie to niełatwe. O czym wie każdy, kto zmaga się i walczy z sobą. Swoimi wadami. Swoimi grzechami. Codziennie. Czasami trudno dać się kochać Bogu i pozwolić Duchowi Świętemu na prowadzenie. Jeżeli się jednak uda – dzieją się cuda. Wie o tym każdy, kto tego doświadczył. I brzdące właśnie tę naszą drogę powinny widzieć. Powinny też o niej wiedzieć. Rozmowa, wspólna modlitwa, dziękowanie za to, co wydarzyło się dobrego, i przepraszanie Boga i siebie nawzajem za potknięcia na drodze.

„Wychowawca chrześcijański to ktoś, kto nieodwołalnie kocha, a jednocześnie potrafi wiele wymagać i nigdy nie jest naiwny.”

ks. Marek Dziewiecki

Miłość, mądrość, modlitwa. Złota trójca wychowania. Nie gwarantuje sukcesu. Mam jednak głęboką pewność, że go przybliża.

2 komentarze

  • Agnieszka

    Dzięki za ten wpis.
    Zgadzam się że wszystkim co napisałaś – też mam podobne przemyślenia, tzn. od zawsze wiedziałam, że chcę żeby moje dzieci były święte=szczęśliwe(tak prawdziwie, niekoniecznie po ludzku)
    I jednocześnie, o ile w ciąży jeszcze uniknęłam psychozy, to po urodzeniu dziecka dałam się wciągnąć w te machinę wsłuchiwania się w głosy wszelakich ekspertów od wszystkiego na temat tego jaki zestaw cech musi ABSOLUTNIE KONIECZNIE posiadać moje dziecko żeby być szczęśliwe. Bo jeśli nie będzie asertywne, rezolutne, przebojowe, karmione tylko organicznymi produktami, jeśli chociaż raz w życiu dostanie parówkę, to przecież NIGDY nie będzie szczęśliwe, przegra życie i do końca swoich dni będzie chodzić na terapię i to wszystko będzie moja wina. Troszkę przesadzam oczywiście, ale tylko troszkę. 😉
    Nie wiem, kto ma teraz gorzej – dzieci, którym się wmawia że wszyscy będą liderami i każdy może wygrywać czy rodzice, którzy są coraz bardziej neurotyczni i zestresowani bo nie nadążają z czytaniem poradników, oglądaniem webinarów na temat kolejnych etapów życia dzieci w których to MUSZĄ zdążyć wprowadzić kolejne umiejętności bo inaczej dziecko po prostu nie da sobie rady w życiu…
    Uświadamiam sobie każdego dnia jak bardzo dużą odpowiedzialność ciąży na nas jako rodzicach właśnie w kontekście formacji własnej…nic mnie tak nie zmotywowało do pracy nad własną świętością na przestrzeni całego życia jak właśnie urodzenie się Maleństwa. Bo wcześniej byłam z tych co łatwo wpadają w rozpacz, załamują się „kolejną porażką” – a tymczasem teraz wreszcie podchodzę do tego zdrowo: nie mazgaj się, upadlas? Normalka, jeszcze nie raz upadniesz, po prostu wstawaj, masz przecież kogoś kto na ciebie patrzy i od ciebie się uczy.
    W sumie to ciągle towarzyszy mi zdanie, na które trafiałam przez całą ciążę (Bóg wie, że jestem oporna i ciężko mi idzie przyjmowanie prawdy, wiec zaczął mnie urabiać wcześnie 😂 ) to słynne „nie możesz dać komuś tego, czego sam nie masz” . I codziennie się przekonuje jak bardzo to jest prawdziwe.
    Przepraszam za ten słowotok, po prostu Twój artykułu trafil do mnie akurat na świeżo po moich własnych przemyśleniach (właściwie niektóre myśli sformulowany mi się dopiero w trakcie pisania tego komentarza. :))
    Bardzo się cieszę że trafiłam na Twoją stronę, na pewno zostanę na dłużej, bo mi się tu podoba 😉 pozdrawiam!

    • Basia

      Bardzo Ci dziękuję za Twój obszerny komentarz 🙂 Moja historia jest podobna – ciąża była spokojna, mania bycia idealną matką idealnego dziecka dopadła mnie nawet nie przy pierwszym, a przy drugim dziecku.
      Bycie rodzicem to ciągła praca. Dziecko wyciąga z nas to, co najlepsze, ale też dzięki niemu odkrywamy mnóstwo cech, nad którymi trzeba pracować. Nie ma książkowych rodziców. To chyba dobrze – nie zamykam się dzięki temu w zachwycie nad samą sobą. Droga do świętości to droga pokory. Rodzicielstwo uczy jej jako mało która życiowa sytuacja. Dzieciaki często uświęcają nas, obyśmy i my potrafiły uświęcić ich 😉

      Dziękuję za miłe słowa! Zapraszam do lektury ❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *