Jezus miłosierny zakrwawiony na drewnianym krzyżu, za nim majaczy fresk świątyni.
... sobie,  Mama czyta

Dzienniczkowy przewrót głowy

Ludzie od zawsze starają się dzielić tym, co im w duszy gra. Niektóre przemyślenia opowiadane są bliskim i znajomym. Inne – spisywane. Czasami są to zapiski tylko i wyłącznie do użytku prywatnego – w pamiętnikach, kalendarzach. W XXI w. coraz częściej dzielimy się refleksjami publicznie – na różnego rodzaju blogach lub w social mediach. Ile tych treści jest wartościowych i wartych publikacji? Nie mnie oceniać. Każdy szuka tego, co karmi jego duszę i umysł. Ostatnio (wstyd się przyznać, że dopiero teraz!) sięgnęłam po „Dzienniczek” św. s. Faustyny Kowalskiej. I przepadłam.

Moim zdaniem lektura powinna ubogacać.

W życiu mamy (wydaje mi się jednak, że nie tylko) nie powinno tracić się chwil na działania bezmyślne. Wszystko, co robimy jest po coś. Oczywiście, dobry romans czy książkę przygodową miło jest przeczytać. Nie samym sacrum żyje człowiek 😉 Jednak ogólnie, moim zdaniem, jeżeli już w trudach macierzyństwa znajdziemy czas na lekturę, powinna ona jakoś wpływać na nasze wnętrze. Inspirować do zmian, pokazywać nowe drogi do samodoskonalenia siebie i lepszego wychowywania dzieci, pokazywać jak żyć, poszukiwać i rozwijać talenty. Po prostu COŚ z nami robić.

„Dzienniczek” porusza serce i duszę.

Siła tej lektury nie tkwi w jej wyszukanym stylu. Teoretycznie informacje o miłosierdziu Bożym również każdemu chrześcijaninowi powinny być znane – nie ma więc w niej niczego odkrywczego. A jednak! Nawet pobieżne jej przejrzenie – rzuca nowe światło na życie. Zagłębienie się w tych zapiskach – może to życie zupełnie zmienić.

Miłość ma tylko znaczenie, ona podnosi najdrobniejsze czyny nasze w nieskończoność.

św. s. M. Faustyna Kowalska

Jestem pewna, że każdy wyniesie z „Dzienniczka” coś dla siebie. Więcej! Na różnych etapach życia z pewnością inne fragmenty dotkną osobę czytającą bardziej osobiście. Mnie – jako pełnoetatową mamę – szczególnie zachwyciło wychwalanie codzienności. Pokazanie, że dobrze wykonując moje małe obowiązki – dążę do zbawienia. Najważniejsze, to żeby były wykonywane z miłością.

Mało znacząca siostra drugiego chóru – jaką była, teraz święta, siostra Faustyna – napisała dzieło, które wielu osobom pomogło wrócić na Boże ścieżki w życiu. Pokazywała, że można żyć w stałej obecności z Bogiem, jednocześnie starając się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Nie wywyższała się, mimo niezwykłych darów i możliwości rozmowy z samym Jezusem! Podkreślała, jak wielka siła tkwi w pokorze i posłuszeństwie. W dwóch cechach, którymi tak bardzo gardzi pełen pychy i swobody świat…

Czy jednak nie jest najbardziej powalający fakt, że w „Dzienniczku” znajdziemy słowa samego Jezusa? Skierowane, przez Faustynę, do nas?

Każdorazowo, gdy w wydaniu „Dzienniczka” natrafiałam na pogrubiony kursywą tekst czułam się… nieswojo. Słowa Boga samego spisane tak po prostu? On – wielki Bóg – i Jego przesłanie zapisane wprost do mnie? Czy można pozostawać głuchym na moc sakramentów, zwłaszcza spowiedzi i Eucharystii, po takiej lekturze? Słowa Jezusa o miłości i miłosierdziu budzą z letargu. Zmieniają postrzeganie Mszy św., adoracji, częstych spowiedzi… Przeczytanie tych tekstów z wiarą w sercu nie pozostawia duszy obojętnej. Wobec takiego ogromu umiłowania po prostu nie można przejść obojętnie.

„Dzienniczek” to bez wątpienia lektura obowiązkowa dla każdej osoby wierzącej.

„Poza Bogiem nie ma nigdzie zadowolenia.”

św. s. M. Faustyna Kowalska
Sceptycyzm nie ułatwia poruszeń serca.

Niewierzący mogą być książką nieco rozczarowani. Dla takich osób lektura może być chaotycznymi zapisami mistyczki, która rozmawia z nie-wiadomo-kim. Chyba, że… skłoni do refleksji. Stanie się zagadką, którą warto będzie rozwikłać. Ciekawość to nie zawsze pierwszy stopień do piekła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *