Osoba trzymająca pióro, robiąca wykres danych wyliczonych na położonym obok kalkulatorze, w tle spinacze
Mama w świecie,  O życiu wszystko i nic

Dlaczego zrezygnowałam z pracy zawodowej

Czyli słów kilka o tym, dlaczego nie wyobrażam sobie dalszej pracy w korporacji i po co cały czas przedłużam urlop wychowawczy.

Moja praca zawodowa… Działo się to tak dawno temu, że mam ochotę wrzucić tutaj fragment początku Gwiezdnych Wojen ze słowami „A long time ago, in a galaxy far, far away…” („Dawno, dawno temu w odległej galaktyce”). Kim byłam? Trybikiem w wielkich korporacjach międzynarodowych. Osobą, bez której ten dziwny świat kręci się bez najmniejszego potknięcia. Kimś, kto wiedział, że jego praca nie ma większego znaczenia dla wszechświata, ale jednak bardzo lubił tę grę. Czyli… pozdrawia wszystkich typowy pracownik działu finansów 😆

Jak to się zaczęło?

Wybrałam studia ekonomiczne. To takie wszystko i nic dla tych, którzy po liceum ogólnokształcącym wciąż mają wątpliwości, co chcą robić w przyszłości. Jednocześnie nie mają chęci zostania bezrobotnymi. Ekonomista zahaczy się wszędzie – od działu sprzedaży po dział zakupów, od bycia recepcjonistką w hotelu po bycie asystentką prezesa, od banku do firmy produkcyjnej. Pracy co niemiara. Możliwości do wyboru do koloru. Aglomeracja Śląska jest Twoja 😅

Po zdobyciu dyplomu magistra zaczepiłam się w dziale finansów, i tak już zostało. A że mam w sobie zadatki na korpo człowieka sukcesu szybko stałam się pracownikiem cenionym. Zmiana pracy nie była problemem. Lekki dreszczyk niepewności na rozmowach kwalifikacyjnych jest jedną z rzeczy, za którymi nie przestanę tęsknić. Możliwość tworzenia siebie na nowo przy tej okazji – bezcenna. I tak – w kilku podejściach – znalazłam pracę wymarzoną. Amerykańska firma z ogromnym działem usług, ale pion finansów kameralny. Nadgodziny owszem – jednak nieduże. Pensja w porządku. Do tego kontakt z żywym angielskim. Bajka. A co na to ja? Po 9 miesiącach pracy zaszłam w ciążę 😉

Urlop macierzyński – czyli ja, dziecko i … praca ?!

Najpierw pojawił się mój kochany syneczek, po roku pojawiła się iskiereczka-córeczka. I tak przez dwa lata trwałam na urlopie macierzyńskim. Ni z tego, ni z owego czas minął i dostałam maila od Team Leadera (TL, czyli szefa mojego), że mam wybrać zaległy urlop i witamy z powrotem na pokładzie. Cóż… ja wtedy wiedziałam, że nic z tego. Jak mogłabym zostawić moje maluchy pod opieką kogoś innego? Jak siedzieć przed komputerem w biurze, gdy synek właśnie zaczyna sklecać pełne zdania, a córeczka – stawia pierwsze kroki?

Praca w korporacji to specyficzne zajęcie. Chociaż dzień przeważnie zaczyna się bardzo miło (która mama nie marzy o porannych ploteczkach przy CIEPŁEJ kawie?), to stresu jest całkiem sporo. Do tego trzeba sobie doliczyć zawsze obowiązujące nadgodziny. Znam siebie. Z natury ambitna, mająca spore tendencje do pracoholizmu, perfekcjonistka. Idealny profil korpo pracownika roku. Tylko czy świetny pracownik firmy może być jednocześnie kochającą i poświęcającą się dla maluchów mamą?

Nie od dziś wiadomo, że miarą miłości jest czas dany drugiemu człowiekowi.

Jak mogłabym dać siebie dzieciom, skoro w głowie miałabym projekty z goniącymi deadline’ami? Jak mogłabym być idealnym pracownikiem, skoro w myślach byłabym z dzieciakami, wymyślając kolejny sposób na przemycenie warzyw w kolacji?

Czy naprawdę nie da się pogodzić pracy i macierzyństwa? Pewnie, że się da! Mnóstwo moich koleżanek tak robi. Są wspaniałymi mamusiami dla swoich dzieci i genialnymi pracownicami. Taki model po prostu nie jest dla mnie.

Ja nie chcę, żeby moje dzieci częściej widywały nianię. Nie wyobrażam sobie, żeby po przyjściu z przedszkola opowiadały o swoim dniu komuś innemu. Babcie absolutnie nie nadają się na liderki w kuchni (rosół z makaronem i galaretka są dobre, ale nie codziennie 😉). Po prostu – wychowaniem naszych dzieci chcemy się zająć osobiście z mężem. Ewentualnie oddając pałeczkę na kilka godzin przedszkolu, lub weekendowo (od czasu do czasu) – babciom.

A w pracy? Nie chcę brać ciągle L4. Nie chcę siedzieć i fakturować wiedząc, że mogłabym być w domu i grać w chińczyka. Nie chcę jeść lanczu ze znajomymi wiedząc, że zaniedbuję wspólnotę stołu domowego.

Słowem – nie nadaję się na mamę pracującą. Nie każdy musi. Nie każdy wytrzymuje ciągłe napięcie, nie każdy potrafi sobie wytłumaczyć w głowie sens pracy (gdy ekonomicznie nie jest to uzasadnione).

Z drugiej strony – wypowiedzenie wciąż niezłożone.

Pewność, że mam gdzie wracać jest w cenie. Co jeżeli mąż straci pracę? Albo nagle ktoś poważnie zachoruje i na gwałt będziemy potrzebować dodatkowego źródła finansowania? Lub zamarzy nam się budowa willi i będzie potrzebny kredyt?

Życie przynosi różne niespodzianki. Już dawno oddaliśmy nasze finanse Bogu. On wiele razy potwierdził, że opiekuje się nami lepiej niż sobie to wymarzyliśmy. Nie potrafię jednak zaufać do końca. Nie umiem oddać tego buforu bezpieczeństwa. Lepiej też jest mi przedstawiać się jako mama na urlopie wychowawczym – to sugeruje chwilowość. Mama bezrobotna zajmująca się domem – to już kura domowa, która (według sporej części społeczeństwa):

  • albo jest zaniedbaną, nieciekawą osobą, która oddała całą siebie dzieciom,
  • albo to bluszcz żerujący na mężu, utrzymanka, która siedzi i pachnie w domu, oglądając telewizję śniadaniową do porannego prosecco.

„Na człowieka składają się wybory i okoliczności. Nikt nie ma władzy nad okolicznościami, ale każdy ma władzę wyboru.”

Eric-Emmanuel Schmitt

Mając więc władzę nad składaniem papierów – złożyłam wniosek o urlop. Do lipca 2021. Czy wtedy pojawię się triumfalnie w pracy niosąc nowy identyfikator i plik kartek ze szkoleń, czy wypowiedzenie? Tego na razie nie wiem. Jestem jednak pewna, że Bóg ma dla mnie najlepszy plan. Muszę się tylko wyciszyć, by go usłyszeć. I pokonać lęk przed jego realizacją.

2 komentarze

  • Prostachatka

    Cóż.. dla mnie bycie kurą domową ma większy prestiż, ale masz prawo do takiej oceny..
    Pozdrawiam, od 14 lat kura domowa, ekonomista z epizodem księgowości.

    • Basia

      Ależ ja wcale nie sądzę, że bycie tzw. „kurą domową” nie ma prestiżu. Wręcz przeciwnie! Przecież sama takie życie wybieram 😉 Chodziło mi o to, co świat często myśli o kobietach, które zdecydowały się zakończyć karierę zawodową na rzecz kariery domowej. Podziwiam osoby, które nie bały się złożyć wypowiedzenia i podjąć się tej niełatwej roli na 100%, bez wahania. Dziękuję za komentarz i życzę powodzenia! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *