Pole pełne żółtych stokrotek
Mama w świecie,  O życiu wszystko i nic

Mama zawsze w drodze…

Niezależnie od tego, czy jesteś mamą pracującą zawodowo, czy mamą która wybrała karierę pani domu; czy wychowujesz dzieci zgodnie z zasadami rodzicielstwa bliskości, lepiej odnajdujesz się w pozytywnej dyscyplinie lub bardziej odpowiada Ci self-reg (albo jeszcze jakaś inna „metoda wychowawcza”) – jako MAMA nie stoisz w miejscu. Chociaż na co dzień może się tak wydawać.

Życie gna do przodu. Świat podpowiada, że powinno być szybciej i bardziej intensywnie. Nawet urlop niekoniecznie ma być przeznaczony wyłącznie na odpoczynek. Raczej na doznania – skrzętnie zapisane i następnie odhaczane w kalendarzu. Nawet relaks i zatrzymanie się ma swoją zaplanowaną godzinę. Uważność? Niby modna, niby powinna być… Hmm… Na pewno znajdę odpowiednią aplikację w telefonie i wygospodaruję na nią 10-15 minut przed snem.

Pandemia COVID-19 podobno wszystko zwolniła. Pozwoliła się skupić bardziej na relacjach – tych zewnętrznych i tych ze sobą samym. Czy na pewno? A może raczej wzrosła izolacja, narastać zaczął lęk a czas dla siebie jeszcze bardziej został zawładnięty przez pracę, którą nagle wielu z nas mogło zacząć robić zdalnie (czyt. nawet z łóżka)?

Bycie mamą (powinno) zmniejszyć tempo życia.

Gdy pojawia się na świecie nowy człowiek przez chwilę ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. Przynajmniej u mnie tak było. A potem – nagle zaczyna pędzić jeszcze bardziej. Żyje się od pieluchy do karmienia jednocześnie starając się przygotować dla siebie jakieś śniadanie i ewentualnie rozwiesić zalegające pranie. Ten etap nie trwa jednak wiecznie. Dzieci rosną i nadchodzi TA chwila kiedy maleństwo zaczyna odkrywać swoją niezależność. Słynny etap „ja sama”. Następuje nagłe przyhamowanie, na które wielu dorosłych nie ma absolutnego przyzwolenia.

XXI w. każe gnać naprzód i realizować punkt po punkcie plan dnia. Nagle jednak z listy zaczynają wypadać kolejne rzeczy, bo dziecko musi samo ubrać buty / przejść drogę zachwycając się każdą napotkaną studzienką / policzyć wszystkie płytki w domu przed wyjściem do przedszkola. Kiedy kobiety gnają ze spotkania na spotkanie – wiele matek (nie)cierpliwie znosi kolejne fanaberie malucha w imię nauki samodzielności i odkrywania swojego własnego „ja”. To rodzi frustrację i uczucie ciągłego stania (dosłownego, ale nie tylko!) w miejscu. Takie myśli potwierdzają media społecznościowe, w których kobiety chwalą się swoimi osiągnięciami. Mnie udało się wreszcie odstawić dzieciaki do przedszkola. Inne panie zaliczyły już poranny trening, odbyły dwa spotkania biznesowe a przy tym miały czas na zrobienie delikatnego makijażu i ułożenie zjawiskowych fal na włosach. Mam się nie porównywać? Trudno o to w dobie wszędobylskich zdjęć kobiet sukcesu.

W takich chwilach warto jednak zadać sobie pytanie – czy naprawdę stoję w miejscu?

Odkąd porzuciłam karierę w świecie finansów i korporacji decydując się na zostanie pełnoetatową mamą i panią domu nie zarobiłam ani grosza. Nie uczestniczyłam w żadnym profesjonalnym szkoleniu zawodowym. Nie wzięłam udziału w warsztatach i sesjach o rozwoju osobistym. Jednocześnie – mam wrażenie, że od tamtej pory rozwinęłam się bardziej niż kiedykolwiek.

Większość mam to niesamowicie zorganizowane kobiety. Niezależnie, czy pracują zawodowo, czy nie – organizacja to ich drugie imię. Śmiem twierdzić, że im więcej dzieci – tym lepsze zarządzanie czasem, zasobami ludzkimi i sobą. Pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie… To tylko podstawa podstaw, której nie wypada zupełnie odpuścić. Każda z nas ma swój system, ale koniec końców – dzieci nie chodzą brudne ani głodne, pralka też nie stoi wiecznie pełna, a kosz na brudną bieliznę naprawdę ma chwile (krótkie), kiedy stoi pusty. Dodatkowo, chcąc wycisnąć z każdej chwili maksymalnie dużo, w tym czasie niejedna z nas słucha podcastów i audiobooków, prowadzi rozmowy telefoniczne (każdy potrzebuje jakiegoś życia osobistego!) i… zarządza. W końcu dom to małe przedsiębiorstwo z małymi i większymi ludźmi na pokładzie.

Umiejętność kierowania zasobami ludzkimi to kolejna umiejętność, której uczy bycie mamą. W żadnej chyba firmie pracownicy nie bywają tak marudni i wybuchowi, nieskorzy do współpracy i znajdujący milion wymówek, by najdrobniejsze nawet obowiązki omijać szerokim łukiem. Jednocześnie – w żadnym przedsiębiorstwie szefowi (czyli mnie) nie zależy tak bardzo, by kadra swoje zadania wykonywała. Więcej! Współczesny świat każe kłaść nacisk na motywację wewnętrzną bardziej niż zewnętrzną. W związku z tym i system motywacyjny musi być bardziej wydumany niż „jak zrobisz to i tamto to w nagrodę pójdziemy na lody / dostaniesz 5 zł / bajki będą dłuższe”. Jako domowy menadżer, który zdaje sobie sprawę z korzyści płynących z delegowania różnych czynności, mnóstwo czasu spędzam rozmyślając o tym, co zrobić by dzieci chciały a nie musiały i działając w tym właśnie kierunku.

Wciąż mało?

Brak profesjonalnych sesji z coachami nie oznacza braku zdobywania wiedzy w ogóle. Większość grup facebookowych dotyczących rodzicielstwa jest zasilanych przez panie. Sama jestem wielką fanką tego sposobu dzielenia się wiedzą. Internet jest skarbnicą wiedzy, ale nic nie zastąpi wymiany doświadczeń. Zaznaczmy, że nie zawsze jest to możliwe na spotkaniu twarzą w twarz. Zwłaszcza, gdy jesteś jedyną osobą używającą pieluch wielorazowych w otoczeniu 😉 Jedno eko świrowanie prowadzi płynnie do innych. Tym sposobem z wielopielo w moim domu narodziła się moda na używanie produktów wielokrotnego użytku w mnóstwie innych dziedzin. Wkręciłam się też w sprzątanie środkami własnej roboty i różne inne mniejsze dziwactwa.

Kierowanie domem to też rozwój w dziedzinie kulinariów. Trzeba zdobyć wiele umiejętności, jeżeli zależy nam na zbilansowanych posiłkach a mali domownicy są w okresie neofobii. Dodatkowo – nie zapominajmy o medycynie! Każda z nas jest w swoim domu trochę jak znachor. Jeżeli nie chcemy leczyć wszystkich przeziębień lekami z apteki i zależy nam na naturalnym pobudzaniu odporności, oczywiście. W okresie przeziębień każda mama zaczytuje się więc w mniej i bardziej fachowej literaturze dotyczącej organizmu małego człowieka. Naturalne olejki, napary, wywary, maści i mazidła… Eksperymenty na żywym organizmie. Dodajmy, że nie zawsze skorym do współpracy (i znów kłania się konieczność pochylenia głowy nad systemem motywacyjnym).

Zadania, które wykonuje mama można mnożyć w nieskończoność. Dzielić na różne grupy i podgrupy.

Najważniejszym jest jednak praca nad własnym charakterem. Nie byłabym mamą nawet wystarczającą, gdybym dla tych moich małych ludzi nie chciała być najlepszą wersją siebie. Gdybym od początku przygody zwanej macierzyństwem się nie zmieniła – dzisiaj nasz dom byłby ruiną. Może przesadzam 😉 Na pewno jednak nie byłoby tak, jak jest teraz. Nauka o zachowaniach dziecka i etapach rozwojowych, praca nad zbilansowanymi posiłkami, starania o jak najlepsze zorganizowanie przestrzeni w domu, kreatywność… To wszystko bez ciągłej chęci poprawy siebie nie zadziała.

Mam świadomość, że nigdy nie będę oazą spokoju. Niektórych rzeczy, takich jak temperament, przeskoczyć się po prostu nie da. Mogę jednak zrobić wszystko, by napełnić swój kubeczek, który potem postara się uzupełnić zasoby dzieci. Żeby to jednak zrobić trzeba stanąć twarzą w twarz z prawdą o sobie. Pozwolić sobie na chwile słabości. Nauczyć się prosić o pomoc nawet wtedy, gdy wszystko w środku krzyczy, że powinnam być samowystarczalna. To bardzo trudna droga. Często wymagająca lat przyglądania się sobie i wyciągania wniosków z popełnianych błędów.

Żadna kobieta nie rodzi się mamą. Więcej! Nigdzie nie jest napisane, że urodzenie dziecka automatycznie sprawia, że musimy poczuć macierzyńską moc.

Mamami się stajemy. Jedne z nas szybciej, innym zajmuje to znacznie więcej czasu. To nic złego jeżeli widząc noworodka bardziej marzysz o śnie niż o kolejnej sesji karmienia piersią. Żadna z nas nie powinna się obwiniać jeżeli bardziej ma ochotę na ciepłą kawę i dobrą książkę niż zabawę w chowanego. Macierzyństwo to nie fakt. To proces, który – im dłużej jestem mamą tym częściej tak czuję – nigdy się nie kończy.

Kiedy minie kolejny taki sam dzień, gdy kolejne godziny będą mijać a ja będę miała wrażenie, że znów wszystko jest takie samo przypomnę sobie, że MAMA NIGDY NIE STOI W MIEJSCU.

Każde nasze działanie, każde słowo – ma znaczenie. Dla naszego charakteru, dla naszych rodzin, dla budowania relacji. Nie ma czegoś takiego jak stagnacja w mamowym życiu. Nawet 15-minutowe przyglądanie się studzience kanalizacyjnej to nie są zmarnowane chwile.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *